pożegnanie Chorwacji w wielkim stylu

Przemierzyliśmy niemal całe wybrzeże Chorwacji. Od Puli do Dubrownika, a nawet dalej, do Kupari. W międzyczasie odbiliśmy jeszcze do Mostaru w Bośni i Hercegowinie. No i nadszedł taki moment, że trzeba było wracać. Wcale nie oznaczało to końca wakacji, bo mieliśmy jeszcze bardzo długą drogę do przemierzenia. Jakieś 1800 kilometrów. Fajnie, bo to oznaczało jeszcze sporo atrakcji i ciekawych miejsc przed nami.

VW T3 przez drogi Chorwacji

Nasz VW T3 spisywał się świetnie. Niemniej jednak taką trasę trzeba było rozłożyć przynajmniej na tydzień. Byliśmy już co prawda nieco zmęczeni, ale wcale nie ciągnęło nas do domu. Zaczęło się więc wymyślanie, gdzie zatrzymać się po drodze, żeby było i fajnie i na relaksie.

Nasza T3-ka niestety nie zapewnia nam jeszcze takiego komfortu, abyśmy byli całkowicie samowystarczalni. Dlatego jesteśmy puki co uzależnieni od campingów. Myślimy jednak o wprowadzeniu pewnych przeróbek, które uniezależnią nas chociażby od źródła prądu. Na to trzeba jeszcze jednak poczekać.

krajobrazy Chorwacji

Tak więc pożegnaliśmy Dubrownik i ruszyliśmy w północno-zachodnim kierunku. Tym razem przez Bośnię i Hercegowinę przedostaliśmy się w Neum. Obyło się bez korków, co nas mile zaskoczyło.

Teraz wjechaliśmy w żyzne obszary w okolicy ujścia Neretwy. Jadąc jedyną główną drogą, mogliśmy podziwiać bezkresne zielone połacie, poprzecinane korytami kanałów i rzek. Przy drogach, w bardzo dużej ilości stały stragany, gdzie można było kupić owoce plonów w przeróżnej postaci. Warto się zatrzymać i kupić świeżego arbuza lub jakieś przetwory, soki tudzież winko 😙

Małe miejscowości to największa atrakcja Chorwacji

małe miejscowości Chorwacji

Na nocleg postanowiliśmy zatrzymać się w jakiejś mniejszej miejscowości. Tak aby było bardziej klimatycznie i swojsko. Oczywiście w wysokim sezonie na wybrzeżu Chorwacji nie sposób znaleźć nieturystycznego miejsca. Z przewodnika wyłuskałam jednak miejscowość Bratuš na Riwierze Makarskiej. W samym Bratuš nie ma campingu, więc zatrzymaliśmy się nieopodal na campingu Krvavica, w miejscowości o tej samej nazwie. Camping godny polecenia, z bardzo życzliwym personelem, a do położonego obok Bratuš można dojść bardzo urokliwą plażą.

Krvavica okazała się być wypoczynkowym kurortem przy plaży. Miejsce to przypominało mi bardzo polskie ośrodki wczasowe dla klasy średniej. Położone w lesie iglastym, nad brzegiem morza i z drewnianymi barami sprzedającymi hot-dogi. Wieczorem w porcie odbywało się coś w rodzaju festynu. Taka impreza dla turystów. My jednak ostatecznie zdecydowaliśmy się na zjedzenie kolacji w polecanej konobie Bratuš, położonej nad samym brzegiem morza. Niepowtarzalny klimat. Myślę, że wielu z Was szuka w Chorwacji właśnie takich miejsc.

klimatyczna plaża w Chorwacji

Właściwie cała miejscowość to zaledwie kilkanaście budynków położonych wzdłuż jedynej drogi biegnącej wzdłuż morza. Bez campingu i dużych obiektów noclegowych. Szczerze polecamy to miejsce. Żwirowa plaża jest niewielka, ale bardzo klimatyczna. Znajduje się tu nawet kilka placów zabaw dla maluchów. Plaża w Krvavicy jest o wiele większa, ale i bardziej tłoczna. Choć też niczego sobie.

Podróżowanie to nie zawsze nowe doznania i romantyzm

Na kolejny nocleg wybrałam okolice jeziora Vrana (Vransko Jezero). Naczytałam się, że niegdyś rybacka miejscowość Pakoštane jest bardzo urokliwa, a okolice jeziora warte zwiedzenia. Po odwiedzeniu kilku mniejszych campingów w okolicy jeziora, które niestety pozostawiały zbyt dużo do życzenia, zdecydowaliśmy się na duży camping Kozarica.

Mieliśmy za sobą cały dzień jazdy. Byliśmy zmęczeni i wszyscy zaczynali mieć dość. Tymczasem zamiast małej, sielskiej miejscowości podobnej do Bratuš, znaleźliśmy się w wielkim kurorcie. Do tego dopadły nas prozaiczne obowiązki dnia codziennego. No cóż, nie może być cały czas sielsko i romantycznie. Sterty prania wymagały względnie szybkiej interwencji. W tym celu musieliśmy znaleźć pralkę i to najlepiej od razu z suszarką. Camping Kozarica jest dużym obiektem komercyjnym i takie udogodnienia posiada, więc uparłam się, żeby jednak zostać tutaj i oprać się trochę. Bartek był nieco zniesmaczony, takie molochy odrzucały go skutecznie, ale było już późno. Musieliśmy coś zjeść i ruszyć do pralni.

gotowanie, pranie, sprzątanie…

Niestety z tego też powodu nie pokorzystaliśmy ani z uciech na plaży, ani nawet Franek nie mógł się pochlapać w dziecięcym baseniku. Czekało nas rozpakowywanie, gotowanie, sprzątanie, wietrzenie no i oczywiście sterty prania. Do pralni musiałam zaginać spory kawałek pod górę. Z kilkoma kilogramami prania pod pachą była to niemal ścieżka zdrowia, a takich kursów zrobiłam chyba z 7. Do tego trzeba było pilnować kolejki i trafić na moment, że pralka, a potem suszarka będą wolne. W międzyczasie wypadła jeszcze awaria suszarki, a pranie nawet po dwukrotnym suszeniu i tak ciągle było wilgotne. W związku z tym później było rozwieszanie gdzie popadnie i ostatecznie nasz obóz niemal tonął pod stertą suszących się szmat.

Biedny Franek mógł jedynie biegać na położony nieopodal plac zabaw. Tak na marginesie, z czystym sumieniem polecam wam obranie takiej strategii przy wybieraniu miejsca na campingu. Jeśli macie małe dzieci, zawsze szukajcie miejsca blisko placu zabaw!!!

Bartek ciągle zniesmaczony campingiem molochem, który wcale do najtańszych nie należał, na drugi dzień zarządził szybką ewakuację. I tyle ze zwiedzania okolicy. Myślę jednak, że gdyby spędzić tutaj kilka dni i wypożyczyć rowery, miejsce mogłoby się okazać całkiem atrakcyjne. W końcu, nazywając rzeczy po imieniu, w dupie byliśmy i gówno widzieliśmy 😉.

Ostatnie dni w Chorwacji

Według planów, w Chorwacji wypadał na jeszcze jeden nocleg. Aby wynagrodzić sobie pobyt na campingu Kozarica i urządzić sobie miłe pożegnanie z Chorwacją, takie trochę na wypasie i w luksusie, postanowiliśmy więc skierować się w znajome tereny. I tak, ponownie wjechaliśmy na most między stałym lądem a dużą wyspą i znaleźliśmy się na Krk. Nie chcieliśmy ponownie lądować dokładnie w tym samym miejscu. Bartek wyszukał więc, że nieco dalej jest położony jeszcze atrakcyjniejszy camping niż Omišalj. Dokładnie camping Nijvice, który obecnie zmienił nazwę na Aminess Atea Camping Resort. Obecnie jest to bardzo luksusowy obiekt, ale wówczas był bardziej przystępny, a przede wszystkim, na czym najbardziej nam zależało, posiadał mnóstwo atrakcji dla dzieci.

Niestety na campingu nie było już miejsc 😓. Pani w recepcji była jednak na tyle uprzejma, że zadzwoniła do innego campingu i zarezerwowała nam miejsce. I tak oto ponownie wylądowaliśmy w Omišalj, tym razem jednak na mniej atrakcyjnej parceli niż ostatnio. Camping ten dokładniej opisuję przy okazji pierwszego pobytu w tym miejscu, o czym możecie przeczytać w artykule o Istrii.

Impreza „prawie” na naszą cześć

plaże w Chorwacji

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło 😀. Okazało się, że trafiliśmy na pierwsze urodziny campingu. W związku z tym świętem było zaplanowanych mnóstwo atrakcji. W międzyczasie podjęliśmy decyzję, że trzeba trochę odetchnąć i się z relaksować, a w tym celu musimy zostać w jednym miejscu przynajmniej przez 2 noce. Tak, żeby wygrzać trochę tyłki na plaży i pomoczyć się w morzu. Na spokojnie i nie w przelocie.

Zaczęliśmy, decyzją Franka, od szaleństw w basenie. To znaczy chłopaki szaleli, a ja się byczyłam na leżaku, pijąc najlepszą latte, jakiej udało mi się chyba kiedykolwiek spróbować 😁 Potem przenieśliśmy się na plażę, a stamtąd już niełatwo było mnie ruszyć. W między czasie odbywały się konkursy i animacje dla dzieci. Franek był jeszcze co prawda nieco za mały, aby brać w nich czynny udział, ale balonikiem nie pogardził. 😊

plaże w Chorwacji

Praktycznie przez cały pobyt w Chorwacji chodziły za mną mule, które lubię, a których jakoś nigdzie nie udało mi się upolować. Mam na myśli zjeść w restauracji. Nie czaiłam się nigdzie po płyciznach, szukając tych skorupiaków. Straciłam już nadzieję na swój przysmak. Dlatego więc ukoronowaniem chorwackiej przygody okazał się być darmowy poczęstunek w postaci muli w sosie pomidorowym właśnie! Do tego białe wino na plaży i jesteśmy w domu 😁. Proszę, nie dziwcie się, że jaram się jedzeniem i lampką wina. Wielokrotnie wspominałam, że jestem turystką kulinarną.

A wieczorem był imprezy ciąg dalszy, czyli koncert na żywo chorwackiej grupy The Swingers (i to nie byle jaki, bo w rytmach rock’n’rolla), tort, puszczanie lampionów, a na koniec, urządzony ze sporym rozmachem pokaz fajerwerków! Czy można sobie lepiej wymarzyć ostatni dzień w Chorwacji? I takim oto sposobem camping Omišalj zyskał sobie zaszczytne miejsce w naszej pamięci.

Pa,Pa Chorwacjo! Może się jeszcze kiedyś zobaczymy. A teraz przed nami inne piękne kraje. Słowenia, Włochy, Austria i Niemcy. Bo to jeszcze nie koniec naszych wakacji 😊

Jeśli chcecie uzyskać więcej szczegółowych informacji, albo podzielić się swoimi doświadczeniami, zapraszam do pozostawienia komentarza 😄

Anna
Wstań, idź i zrób, a będzie zrobione.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *