Pula

Zdaję sobie sprawę z tego, że czytacie ten artykuł po to, aby się dowiedzieć czy Chorwacja to dobry kierunek wakacyjnego wyjazdu i jakie miejsca w tym kraju warto odwiedzić. Od razu odpowiem na pierwsze pytanie:

Czy warto jechać do Chorwacji?

Chorwacja to dla większości z nas kraj, który trzeba zaliczyć.

To sztandarowa destynacja. Każdy kto jeździ na wakacje za granicę przynajmniej raz był w Chorwacji. Również i z tego powodu my zdecydowaliśmy się na wakacje w tym kraju. No bo jak to? Nie być w Chorwacji? Przecież jest taka piękna! Przecież Jeziora Plitwickie, Dubrownik. Trzeba tam koniecznie pojechać!

No i pojechaliśmy. Co prawda z rocznym opóźnieniem, o czym możecie przeczytać we wpisie Bartka Nieplanowane wakacje lastsecond.

Chorwacja

Zapakowaliśmy więc naszego VW T3, i pojechaliśmy. Przejechaliśmy niemal całą Chorwację od Puli do Dubrownika, a nawet kawałek dalej, i mogliśmy odhaczyć ten kraj na naszej liście. Co prawda zabrakło czasu, żeby zobaczyć wszystko. Musieliśmy wybierać spośród ciekawych miejsc i zabytków, a często to co zwiedziliśmy, zobaczyliśmy bardzo pobieżnie. Jednak Chorwacja zaliczona. Prędko tam raczej nie wrócimy.

Dlaczego?

Jaka jest Chorwacja?

Chorwacja jest zdecydowanie pięknym krajem. Cieszymy się, że na własne oczy zobaczyliśmy piękne parki natury, budowle i miasta, w tym niesamowity Dubrownik. Wakacje te z resztą trzeba zaliczyć do udanych, bo czego można chcieć więcej niż słońce, morze i bajkowe widoki. No i oczywiście bałkańska kuchnia. No i wino 😉

Ale to wszystko jest jakieś takie odarte z całej atmosfery, z magii i klimatu, którego doświadczyliśmy chociażby w Grecji. Chorwacja (przynajmniej jej turystyczna, nadmorska część) jest skomercjalizowana w 100%. Na każdym kroku odczujecie, że ktoś chce na was zarobić. Nie ma mowy o atmosferze czy tradycyjnej gościnności. Może źle szukaliśmy, ale takiego miejsca nie znaleźliśmy.

Co prawda znamy osoby, które w Chorwacji są zakochane i wracają tutaj co roku. Jestem w stanie to zrozumieć, bo nie sposób odkryć wszystkich skarbów tego kraju podczas jednego wakacyjnego wyjazdu. My uważamy jednak, że na Świecie jest tyle wspaniałych miejsc, że wracanie co roku w to samo miejsce byłoby ogromnym marnotrawstwem czasu. A poza tym Gracja bardziej nam się podoba 🙂

Pewnie gdyby odjechać nieco od wybrzeża lub udać się na wyspy, dałoby się jeszcze znaleźć klimatyczne miejsca. Niestety największe atrakcje, czyli to po co przyjeżdża turysta, są tego klimatu pozbawione. Do tego Chorwacja jest bardzo droga.

Niemniej jednak trzeba chociaż raz pojechać do Chorwacji i na własne oczy zobaczyć jej cuda. Warto jednak pomyśleć, czy nie lepiej wybrać się tam poza wysokim sezonem. Co prawda wówczas jednak musimy liczyć się z tym, że pogoda może nam nie dopisać.

Istria

Przygodę z Chorwacją rozpoczęliśmy w mieście Pula. Był to dla nas symboliczny cel, którego osiągnięcie oznaczało jedno: dotarliśmy do Chorwacji. A muszę nadmienić, że jego osiągnięcie naszą T3-ką zajęło nam 5 dni. No dobra. Rok i 5 dni 🙂

Chorwacja czy Włochy?

zabytki Chorwacja
Chorwacja VW T3. Amfiteatr w Puli

Mnie bardzo zależało na zobaczeniu amfiteatru, który mnie nie rozczarował. Niemniej jednak nie wchodziliśmy do środka. Wstęp był płatny, a pośrodku amfiteatru stały rozstawione scena i rusztowania, które skutecznie psuły przyjemność ze zwiedzania. Pewnie przygotowania przed jakąś imprezą. Jednak sama budowla robi ogromne wrażenie.

Amfiteatr powstał między 2 rokiem p.n.e. i 14 rokiem n.e. Jego budowa została rozpoczęta za panowania cesarza Oktawiana Augusta. W latach 79-81 n.e. został powiększony i przybrał formę, jaką znamy do dziś. Jest w kształcie elipsy o wymiarach 105 x 132m i ma wysokość prawie 32,5m. Jest przy tym jednym z najlepiej zachowanych amfiteatrów na świecie!

Pula Chorwacja
A wnętrze można było doskonale obejrzeć z zewnątrz.
świątynia Augusta
Świątynia Augusta. Pula

Samo miasto ma ten niepowtarzalny śródziemnomorski charakter, którego nie mogliśmy się już doczekać. Do tego znajdziecie tu jeszcze kilka ruin i innych zabytków. Między innymi świątynię Augusta, do której można wejść za niewielka opłatą, a która, choć niewielka, może zrobić spore wrażenie.

Można również zwiedzić fortecę i przejść się podziemnymi tunelami (trasa zero). Nam jednak te atrakcje nie wydawały się warte wydania niemałych pieniędzy. Warto jednak przespacerować się chociaż po mieście i zobaczyć te budowle z zewnątrz.

Co jeść i gdzie spać

A po południu zatrzymać się gdzieś na obiad i spróbować wreszcie bałkańskiej kuchni. Polecam pastę (makaron gwoli ścisłości ;)) z sosem z trufli. Może nie jest to tak do końca bałkańskie danie, ale ponieważ trufle mają tutaj idealne warunki do wegetacji, są regionalnym przysmakiem. Poza tym Istria, jako że długo znajdowała się pod weneckim panowaniem, wciąż jest przesiąknięta tą kulturą. Dlatego w kuchni istryjskiej królują pizza i pasty.

Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Puli

Aha, i koniecznie musicie zatrzymać się przy koszach, na których malowniczo są poukładane kolorowe słodycze i nabyć drogą kupna trochę gum kulek, które pamiętamy z dzieciństwa i żelkowych sztucznych zębów. Wszystkie cukierki są na wagę i można je mieszać ze sobą 😀

A jeśli szukacie miejsca na obiad, które jednocześnie będzie atrakcyjne dla dzieci, to polecamy pizzerię Peekaboo. Znajduje się niedaleko Amfiteatru. Wewnątrz jest małpi gaj, więc dzieciaki będą w siódmym niebie, a wy będziecie mogli w spokoju i bardzo smacznie zjeść. Niestety nie poczujecie tutaj nadmorskiego klimatu chorwackiego miasteczka, ale coś za coś. Franek był zadowolony. A jak on jest zadowolony, to wszyscy są zadowoleni 🙂

Na noc zatrzymaliśmy się w prywatnym apartamencie położonym niedaleko amfiteatru, a znalezionym standardowo na booking.com. W miastach zazwyczaj decydujemy się na tego typu nocleg, tak aby wieczorem móc przejść się po starówce, w konobie napić się wina, a potem spacerkiem wrócić do „domu”. Na camping poza miastem trzeba by było przecież dojechać.

Chorwacja pełna atrakcji

Niestety nie wybraliśmy się ani na Brijuni, ani do kilku atrakcji położonych nieco dalej od wybrzeża, a polecanych w przewodnikach. Mieliśmy w planach dojechać aż za Dubrovnik i musieliśmy wybierać spośród atrakcji. Bo przecież nasza T3-ka demonem prędkości nie jest i dziennie mogliśmy pokonywać maksymalnie 200-250 km. Tak aby wakacje pozostały wakacjami, a nie kiszeniem się cały dzień w metalowej puszce, jak przyjemna puszka by to nie była. Bo muszę przyznać, że uwielbiam obserwować krajobrazy z wysokości miejsca pasażera w starym transporterze 🙂 Najlepiej przy otwartym oknie.

Półwysep Kamenjak

dinozaury na Kamenjak

Wybraliśmy więc półwysep Kamenjak i miejscowości Opatija i Volosko. Na Kamenjaku chcieliśmy znaleźć ślady dinozaura. Niestety mocno się rozczarowaliśmy. Ślady były praktycznie nie do znalezienia. Z resztą całkiem możliwe, że po prostu rozłożył się na nich z ręcznikiem jakiś turysta. Znaleźliśmy coś, co na upartego mogłoby tymi śladami być, ale równie dobrze mogło to być zwykłe wgłębienie w skale. Sam półwysep też nie należy do atrakcyjnych.

Jest to co prawda Park Narodowy, który odznacza się swoistym ekosystemem. Pewnie gdyby mieć ze sobą rowery i zwiedzać go na wiosnę, a nie w pełni lata, mógłby odkryć przed nami swój klimat i urok. Dla nas był po prostu wyschniętym i kamienistym lasem iglastym z trudnym dostępem do morza. I ogromną ilością turystów. Ja na Kamenjaku czułam się jak w Polsce w bardzo upalne lato. Jedyną różnicą było oczywiście ciepłe morze o przejrzystej wodzie.

Udało nam się jednak znaleźć kawałek kamienistej plaży, chociaż znalezienie miejsca, żeby usiąść graniczyło z cudem. Po raz pierwszy mogliśmy się wykąpać w chorwackim morzu. Dzięki temu, że dno jest kamieniste, woda jest niemal krystalicznie czysta. Oczywiście koniecznie trzeba mieć specjale buty. I trzeba uważać żeby nie skręcić kostki.

Chociaż campingi były tutaj wypchane po brzegi, udało nam się dostać dogodne miejsce na Arena Tašalera Camping. Cenowo przystępny. Miejsca w lesie w głębokim cieniu. Na jedną noc ok. Wieczór spędziliśmy bardzo miło w towarzystwie polskiej rodziny, która tak jak my szukała miejsca na nocleg. Na campingu jest bar i restauracja, więc problemu z zaopatrzeniem nie było 🙂

W okolicach Rijeki

Chorwacja

Do Opatiji Bartek wybrał nadmorską trasę. Może nie była to najszybsza opcja, bo nadmorska droga jest dosyć kręta, ale na pewno ładniejsza.

Jechaliśmy sobie w najlepsze, kiedy ujrzeliśmy dobrze sobie znany widok. Autostopowicz. Chłopak trzymał tabliczkę z napisem Rijeka. Bartek nie zastanawiając się nacisnął hamulec i zjechał na pobocze. A ja niestety musiałam się przesiąść na tylne siedzenie 🙁

Chłopak pochodził ze Stanów. Dosyć dużo jeździł po Świecie, a teraz przyjechał na jakieś wesele. My co prawda do Rijeki nie dojeżdżaliśmy, ale wysadziliśmy go na stacji benzynowej jakieś 15 km przed miastem. Śmiesznie, bo jak zwykle cieszyliśmy się jak dzieci, że wzięliśmy autostopowicza 😀 pewnie dlatego, że swojego czasu samemu tak się podróżowało…

Opatija i Volosko. Zamiast sielskiego miasteczka i promenady, które były obiecane w przewodniku, okazały się być ciasnymi miasteczkami bez obiecanej piaszczystej plaży, gdzie parkowanie było nie lada wyzwaniem, a nocleg nie wchodził w grę. Wybrzeże Opatiji było zapchane drogimi hotelami. Owszem, jakiś wąski deptak nad morzem tutaj jest, ale nie jest to miejsce jakoś szczególnie atrakcyjne. Skończyło się nerwami, stratą czasu i pieniędzy.

Gdzieś trzeba było jednak zanocować, więc po kąpieli w morzu, późnym popołudniem wsiedliśmy w busa i ruszyliśmy dalej. Najbliższy camping w Volosko okazał się być zamknięty, z resztą i tak nie wyglądał zachęcająco. Robiło się coraz później i priorytetem stało się ogarnięcie noclegu.

Zahaczając o wyspę Krk

Za Rijeką

W poszukiwaniu campingu zagnało nas na wyspę Krk. Zaraz za płatnym mostem (około €6) łączącym wyspę z kontynentem znajduje się camping Omisalj. Typowy autocamping pośrodku niczego z pełną infrastrukturą, basenem i plażą. Camping jest nowy. Powstał w 2018 roku. Do najtańszych nie należy, ale standard jest warty ceny. Po niezbyt miłych doświadczeniach i całodniowej tułaczce z miejsca w miejsce należało nam się nieco luksusu. Camping ten jest świetnie zorganizowany i warty polecenia! A Pani w sanitariatach wyciera umywalkę po każdym użyciu przez gościa 😀

Wybraliśmy miejsce naprzeciwko wielkiego placu zabaw. Franek był w siódmym niebie, tym bardziej, że nieopodal nas była rozbita polska rodzina z dwójką dzieci. Podczas gdy on odkrywał kolejne atrakcje placu zabaw, my mogliśmy spokojnie rozbijać obóz.

Potem obiad i na basen. Tutaj wreszcie spróbowaliśmy ćevapčići z ajvarem i cebulką i zakochaliśmy się w tej potrawie. Co prawda są to zwykłe „kiełbaski” wołowe z mięsa mielonego, ale dobrze zrobione i odpowiednio podane robią furorę. Teraz często sami przyrządzamy tę potrawę w domu.

Szaleństwo w basenie i leżenie w przybasenowych hamakach poprawiło nam humory ostatecznie. Niestety na drugi dzień trzeba się było zwijać i ruszać dalej 🙁

Ale przecież będziemy jeszcze tędy przejeżdżać w drodze powrotnej 🙂

CZYTAJ DALEJ

Anna
Wstań, idź i zrób, a będzie zrobione.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *