Przeczytaj o tym jak VW T3 został członkiem naszej rodziny, jak go nie kupować i jak kupić, oraz o przeszkodach i przygodach towarzyszących zakupowi tego kultowego busa.
O kultowym busie jakim niewątpliwie jest VW T3 marzyłem od kilku lat. Podobają mi się, są proste w budowie i funkcjonalne, trochę śmieszne, w skrócie zajebiste 😉 Długo próbowałem zarazić tym pomysłem moją żonę, jednak nie było nas stać na dwa samochody, a ona nie chciała nawet słuchać o użytkowaniu takiego „starego klocka” na co dzień. Mnie jednak chęć pobujania się starym gratem po świecie nie opuszczała… no może opuszczała czasami, ale tylko po to by wrócić po kilku miesiącach ze zdwojoną siłą i tak wkoło, rok, drugi, trzeci, siódmy, przeglądanie ogłoszeń po nocach, surfing na falach wyobraźni 😉 chwila przerwy.
Przełom nastąpił jakoś jesienią 2016. Kuzynka Ani z racji tego, że miała wyjść za greka, postanowiła urządzić sobie wielkie greckie wesele. Ślub zaplanowali na sierpień 2017 w okolicy Saloników. Nie byliśmy nigdy w Grecji, chodziło nam więc po głowie żeby przy okazji wesela zrobić sobie wakacje. Można było wykupić jakieś wczasy all inclusive, można było też zabukować jakiś nocleg przez Airbnb i wynająć samochód, albo… Tudududu, człowiek wymyślator-namawiator wkracza do akcji!! – Co myślisz o tym, żeby pojechać samochodem, zrobimy sobie taką mini objazdówkę?
Zamiana marzeń w plany.
Problem w tym że mieliśmy trzynastoletniego Volkswagena Polo, w trójkę dali byśmy sobie radę, ale teściowa zadeklarowała wielką chęć wybrania się z nami. W trójkę dorosłych + dziecko + czerwona torba teściowej + namioty w „pierdziołku”? Było by nam zdecydowanie za ciasno. Nie poddałem się jednak i wpadłem na pomysł żeby wynająć busa, może kampera, a już najlepiej VW T3, ale by była przygoda! Ania połknęła haczyk.
Wymyśliliśmy sobie że będzie to wszystko kosztowało tyle, ile zapłacili byśmy za 10 dni all inclusive, szybko jednak się okazało, że to nie takie tanie, a większość wehikułów które są we względnie przystępnych cenach, jest już zarezerwowana na termin, który nas interesuje. – To może byśmy kupili busa na ten wyjazd? – zapytałem – Na wakacje pójdzie trochę więcej kasy, ale zostanie nam auto. – Kobita nie podzielała w prawdzie tak do końca mojego entuzjazmu, ale zaczęliśmy o tym dyskutować i po jakimś czasie doszła do wniosku, że to nie taki zły pomysł. Warunek był jeden – musi być klimatyzacja!!!
Poszukiwania wymarzonego „Kanciaka”
Czasu było jeszcze sporo, był może listopad, albo grudzień, zacząłem więc znów przeglądać ogłoszenia. Szukałem na miejscu, czyli w Holandii, w Niemczech i w Polsce. Wybór całkiem spory, ale albo były w strasznym stanie, albo cena kosmiczna, w dodatku nic nie gwarantowało że nie będzie trzeba w auto włożyć masy pieniędzy. Ostatecznie stanęło na tym że spróbujemy znaleźć jakiś kompromis. Na wnętrze miałem własny plan, więc nie zależało mi na tym żeby było jakieś szczególnie ładne. Blachę chcieliśmy taką w miarę, żeby nie było wstyd jeździć, ale też nie świeżo po malowaniu, żeby się potem po kilku miesiącach nie okazało, że pod spodem sama szpachla. Co do mechaniki to nie boję się sam kręcić i mam przyjaciela mechanika, który miał to też ogarniać.
Okazje trafiały się w 2016, tak samo jak potem w 2017 i teraz w 2018, więc jeśli szukasz T3 dla siebie to bądź czujny i nie zastanawiaj się zbyt długo, bo ciężko zasnąć jak ktoś sprzątnie ci spod nosa Westfalię z podnoszonym dachem za 2000 euro. Generalnie przegapiłem sporo dobrych okazji, a czas uciekał.
Jak kupiliśmy busa w „worku”.
Gdzieś koło lutego 2017 trafił się w Częstochowie VW T3 Caravelle, który na zdjęciach, jak to na zdjęciach, wyglądał obiecująco. W środku był lekko poprzerabiany i niestety pomalowany, ale za to cena to 6800zł, silnik 1,9D 1Y i zaprzyjaźniony mechanik mógł go obejrzeć, bo też jest z Częstochowy. Po oględzinach i telefonicznej konsultacji dowiedziałem się, że cudów co prawda nie ma, pomalowany jest kiepsko, środek też dupy nie urywa, no i w podłodze jest kilka niewielkich dziurek, ale wszystko to jest do ogarnięcia, silnik pali na dotyk, a wnętrze i lakier i tak chcę zrobić po swojemu więc nie ma co jęczeć, ogólnie dobra baza za dobre pieniądze.
Stało się! Zostaliśmy właścicielami naszego „wymarzonego” VW T3! Można też powiedzieć że kupiliśmy busa w worku 😉
Plan zakładał że mój ojciec, który dzióbie sporo przy samochodach, przygotuje wstępnie wnętrze tak, żeby można num było w miarę komfortowo jeździć i ogarnie klimatyzację. Potem Michał, czyli mój zaprzyjaźniony mechanik, ogarnie sprawy techniczne, żeby nasze T3 nie rozsypało się po drodze, a po wakacjach (o ile uda się z nich wrócić w jednym kawałku) ja będę kontynuował dzieło.
Plan Idealny!
Bardzo szybko okazało się, że to kolejny z moich planów idealnych, że nie wszystko jest takie proste, a walka będzie ciężka i mógł bym się tu godzinami rozpisywać o tym czego nie przemyślałem do końca, o czym zapomniałem i co poszło po drodze po prostu nie tak, o tym że z planu A musiałem przejść do planu B, a potem do C, D, E i tak dalej, ale zanudził bym cię tym na śmierć. Postaram się opisać tylko najważniejsze sprawy, a szczegóły dotyczące naprawy i przerabiania naszego VW T3 znajdziesz w osobnych artykułach w dziale warsztat.
Teraz będzie krótko o tym jak nie kupować VW T3!
Przede wszystkim nie polecam kupować samochodu bez oglądania go. Każdy z nas jest inny, podobają nam się inne rzeczy, słuchamy innej muzyki i mamy inne talenty. Kiedy po raz pierwszy, pod koniec maja 2017 zobaczyłem busa na oczy, opadły mi ręce. Nadwozie pomalowane w stodole w przynajmniej czterech odcieniach brązu metalik, pewnie jakieś zlewki z lakierni, albo nie wiadomo co. W środku masa śmieci, śrubek i resztki foteli na kupie, a podłoga od spodu była po prostu ruda.
Michał przekonywał mnie, że to wszystko jest do ogarnięcia, ale zacząłem szczerze wątpić że uda nam się „tym” dojechać do Grecji. W dodatku po przejażdżce okazało się, że więcej rzeczy brakuje niż nie brakuje, że więcej rzeczy nie działa niż działa, że biegi nie wchodzą jak powinny, bus wyciągnie w prawdzie 90km/h, ale nie ma szans żeby to była nasza prędkość przelotowa, a w środku ze względu na to, że po zabiegach mojego taty została goła blacha, hałas jest nie do wytrzymania. Kurwaaaaaaa!
Wieczorem siedliśmy z Anią na spokojnie przy piwku i zaczęliśmy się zastanawiać co robić. Wyjścia były trzy: sprzedajemy busa i szukamy jakiegoś last minute, jedziemy „pierdziołkiem”, albo podwijamy rękawy i próbujemy „to” jakoś ogarnąć. Alkohol wiadomo dodaje odwagi 🙂 Postanowiliśmy poprosić kilka osób o pomoc i spróbować jakoś ogarnąć brykę naszych marzeń.
Walka z czasem!
Nie było łatwo, zwłaszcza że mieszkamy w Holandii i nie byliśmy w stanie pewnych rzeczy załatwiać osobiście. Nieoceniona była pomoc mojego szwagra, teściowej i Michała i jakoś, ogromnym nakładem pracy i nerwów udało nam się wspólnymi siłami przejść przez plany F, G, H ,I i jeszcze kilka innych i dwa tygodnie przed naszym przylotem do polski Paździoch (bo tak nasz Volkswagen T3 został ochrzczony) był względnie przygotowany.
Udało się jakimś cudem znaleźć blacharza, który pospawał podłogę i zrobił konserwację (niestety partacz tylko zasłonił rdzę masą konserwującą i po roku ruda znowu atakuje :/ ), udało się też ogarnąć mechanikę, tak żeby dało się bezpiecznie samochodem poruszać, do zrobienia było wnętrze, czyli wyciszenie, łóżko, kanapa z tyłu, stolik itp. no i nieszczęsna klimatyzacja. Na to wszystko zaplanowałem……. Pababam! Trzy dni! Plan zakładał, że 28 lipca lecimy do polski, 29 od rana ze szwagrem, teściem i kto jeszcze będzie chciał się przyłączyć zaczynamy walkę z czasem i najdalej we wtorek 1 sierpnia startujemy!
Żeby lepiej zilustrować karkołomność przedsięwzięcia zamieszczam zdjęcia, które zrobiłem w sobotę 29-7-2017 rano bezpośrednio po otwarciu drzwi naszego wehikułu marzeń!
Ostatnia prosta.
Już w sobotę rano, kiedy pojechałem po jakieś materiały na łóżko, boczki itp. okazało się, że cieknie zbiornik paliwa. Ba! Na stacji benzynowej powstało jezioro ropy pod Paździochem! Na szczęście po szybkich oględzinach okazało się, że „ktoś” zapomniał o jakiejś uszczelce i problem udało się szybko rozwiązać. Niezły początek ;).
Nie poradził bym sobie bez taty Ani, Marka, który prowadzi swoją firmę budowlaną i jest mistrzem świata, jeśli chodzi o drewno. Z pomocą jego, szwagra Mateusza i Maćka, męża kuzynki Ani, udało się w tydzień naprawić jeszcze kilka dupereli, wyciszyć brykę, przyspawać mocowania kanapy i tylnych pasów, zbudować łóżko, zrobić boczki i podsufitkę oraz klimatyzację, która też zasłużyła na osobny artykuł tutaj.
Ostatecznie z kilkudniowym opóźnieniem, dnia piątego sierpnia roku pańskiego 2017 w składzie Bartek, Ania, Franek i Bożena wyruszyliśmy z Częstochowy by po kolejnych pięciu dniach dotrzeć na półwysep Halkidiki w Grecji i w dodatku potem z niego wrócić na pokładzie dwudziestosiedmioletniego Volkswagena T3, który po wakacjach życia, o których szerzej napisała Ania tutaj, stał się pełnoprawnym członkiem naszej rodziny.
Rok 2017 był dla nas rokiem, w którym zaczęliśmy swoją wielką przygodę z VW T3, udowodniliśmy sobie że chcieć to móc i że warto marzyć, warto jest też wyjść ze sfery marzeń, przekształcić je w plany i zacząć realizować zaplanowane cele, nie jutro, nie za tydzień, ale TERAZ! Bo wszystko jest możliwe!